3 listopada premiera szczęśliwej trzynastki, jak mówi o nowej płycie siestowej jej autor, Marcin Kydryński.
„ To, obok Siesty X, najważniejszy dla mnie album spośród siestowych składanek. O prawa do niektórych nagrań staraliśmy się przez lata. I wiedziałem,ż e albo zrobimy to tak, jak chcę i jak wymarzyłem dawno temu, albo nie zrobimy tego w ogóle. Dwupłytowy album, z podtytułem „Boleriosa” przynosi stare, legendarne bolera w oryginalnych wersjach sprzed dziesięcioleci a także współczesną płytę z muzyką latynoską, gdzie tradycyjne bolero jest osią akcji.
Płyta ze starymi bolerami ukaże się też pod koniec listopada jako pierwszy siestowy ekskluzywny winyl.
W tradycyjnym słowie wstępnym do płyty Marcin pisze między innymi:
„Bolero to samo życie.” – mówi bohater Rzeczy o moich smutnych dziwkach Márqueza. Jest już stary, życie zna. W tle jego ostatnich miłosnych uniesień śpiewa z archiwalnych płyt gramofonowych Pedro Vargas. Historia, jak pamiętacie, dzieje się w Kolumbii, Vargas był Meksykaninem, ale bolero powstało na Kubie. Stamtąd, u progu dwudziestego stulecia ogarnęło całą Amerykę Łacińską. Przywołamy tu, obok kubańskich klasyków najpiękniejsze głosy i melodie z Meksyku, Chile, z Brazylii i Portugalii a nawet z Argentyny, tak silnie związanej z tangiem.
Myślę, że bolero dzieli od tanga to, co różni fado od flamenco. Jest w nim łagodność i czułość zamiast zniecierpliwienia i gniewu. Nikt nie tupie nogą w podłogę lecz po niej bezszelestnie sunie. Jest nostalgia, nie ma rozpaczy. Szept raczej niż krzyk. Jedno szczególne tango wszelako na końcu umieszczę, bo dla mnie zawsze miało więcej cech bolera. Podobnie zresztą zrozumiał je wielki Gonzalo Rubalcaba.
Nie ma bolero nic wspólnego ze starym hiszpańskim tańcem, który tak uszlachetnił Ravel, ani też nie trzeba grać tej muzyki w charakterystycznym krótkim żakieciku. Bolero, które w Sieście od dawna mąci nam w głowach to wpisana w zmysłowy, leniwy puls nie kończąca się opowieść o miłości.
Długo marzyłem, by podzielić się z Wami tą muzyką, ale zdobycie praw do oryginalnych starych taśm moich mistrzów zajęło lata. Dopiero dziś jestem gotów. Jeśli dotknie Państwa ta szczególna przypadłość zwana „boleriozą” uspokajam: nie boli. A człowiek staje się w niej jakby trochę lepszy.