Pora Siesty – szczęśliwa chwila, moment relaksu po pracowitym tygodniu i uciążliwym, niedzielnym obiedzie w gronie rodziny o wykluczających się nawzajem poglądach. Pojawia się szansa na spotkanie z muzyką, która nie wyklucza nikogo i niczego. Zaprasza do rozmowy: francuską chanson z flamenco, hinduskie ragi z norweskimi runami, bossa novę z filharmoniczną klasyką a także, ma się rozumieć: rhythm z bluesem i country z western.
Pora Siesty to miejsce, w którym różne kultury mają okazję do przenikania się, przeglądania w sobie, uczenia się od siebie. I jest to też czas na spojrzenie z wdzięcznością w przeszłość, na włączenie „Starego Radia”. Marcin upiera się, że w muzyce minionej jest wciąż tak wiele do odkrycia, że właściwie można przez resztę życia nie sięgnąć po ani jedną nową płytę a i tak codziennie przeżywać nowe olśnienia. Wreszcie, Pora Siesty to wciąż bodaj jedyne miejsce w eterze tej części świata, gdzie rządzi zmysłowa, świetlista, szczęśliwa muzyka luzofońska: brazylijska samba, angolańska semba i kabowerdyjskie rytmy morny czy coladeiry. Miejsce, gdzie nawet fado okazuje się być czasami muzyką taneczną.
Dziś siestowa rodzina to płyty, festiwal w Gdańsku i trasy koncertowe po całej Polsce. Ale wciąż zerowy południk siestowego świata stanowią te szczególne, niedzielne dwie godziny.