Robert ma wielki talent do melodii, zaszczepiony zapewne przez jego ormiańskich przodków. Zakochałem się w tej piosence natychmiast i słyszałem w jej egzotycznych zakrętach opowieść rodem ze starych, mickiewiczowskich ballad. Historię o topielicach i nimfach leśnych zakochanych w świeżym jak poranek pasterzu. To był żart, stylizacja. Wiele lat później zadzwoniono do mnie z wydawnictwa przygotowującego do druku książkę „Czasami Wołam w Niebo“ Tamary Zwierzyńskiej – Matzke, z prośbą, bym pozwolił na przedruk tych słów. Zgodziłem się, rzecz jasna, nie wnikając w szczegóły i nie podejrzewając nawet, że był to dziennik mojej rówieśniczki, umierającej na nowotwór. Tamara wybrała właśnie te słowa, by pożegnać się na zawsze ze swoim mężem. Niebywałe, jak piosenki stają się, niczym dzieci, osobnymi bytami, funkcjonującymi niezależnie od intencji ich twórców.
KSIĘŻYC JEST NIEMYM POSŁAŃCEM (1998)
muzyka: Robert Amirian
słowa: Marcin Kydryński
Znajdziesz mnie w szeptach traw, kochany
Usłyszysz w locie ćmy
Będę gdzie piach i pył
Będę gdziekolwiek byś był
Będę w spojrzeniu kocich oczu
Będę w milczeniu drzew
Jestem w mijaniu dni
Jestem twym cieniem gdy śpisz
Tak jakbym wciąż żyła.
A ty
Jakbyś mógł jeszcze raz dotknąć moich ust.
Księżyc to niemy mój posłaniec
Noc to cień moich rąk
Wiatr niespokojny duch
Pamięta dziś każde z mych słów…
Tak jakbym wciąż żyła.
A ty
Jakbyś mógł jeszcze raz dotknąć moich ust.