Dziś, 6 września, premierę ma najnowsza książka Marcina Kydryńskiego, „Milagro”
„Moi drodzy,
to moment. Iskra. Olśnienie. Światło błyskawicy. Próba uchwycenia w obrazie i słowie chwili archetypicznego „pierwszego wejrzenia”, które prowadzi do miłości. To świat, który błysnął i minął, nim ktokolwiek zdążył dostrzec jego bogactwo. Cud istnienia, objawiony na tę jedną chwilę, która zdarzyła się raz tylko, od początku aż do końca czasu.
Nad Bielą pracowałem ćwierć wieku. Dal zajęła cztery żmudne lata. Muzyka moich ulic to kronika dwóch sezonów w Lizbonie. O Wschodzie powstawała w długą pandemiczną zimę i mówi o latach wędrówek i lektur.
Mógłbym nad książką kubańską trudzić się dekadę. Więcej: miałem taki plan. Jeszcze nie wyjechałem z Kuby a już tęskniłem. Planuję powroty, póki sił mi starczy. Wielki Ernesto Bazan spędził na wyspie piętnaście lat, fotografując każdego dnia, w zachwyceniu. Wciąż nie powiedział wszystkiego, co zamierzał. Bo Kuba, niczym Paryż Hemingwaya, „nigdy nie ma końca”.
Stąd pomysł, by zatrzymać we wdzięcznej pamięci siłę pierwszego zderzenia z urodą wyspy, jej mieszkańców, kultury, pejzażu. Dwadzieścia parę dni, które nie powtórzą się nigdy. Tak patrzyłem wtedy na Kubę zakochanym wzrokiem, tak myślałem o niej, o sobie, o świecie. Cierpliwy czytelnik będzie na chwilę moimi oczami, zamieszka w mojej głowie. Być może nawet na moment wpół świadomie stanie się mną. Z tego doznania na szczęście otrząśnie się z ulgą, niczym po gwałtownej ulewie.
Decydując się po raz pierwszy na publikację obszernych fragmentów dziennika, który prowadzę z przerwami od 1979 roku, myślałem: jaki dziennik fotografa sam chciałbym przeczytać. Szczery, przede wszystkim. Oto on zatem.
Dzielę się z Państwem historią intymną. Jest w niej oczarowanie i zwątpienie, tkliwość i żar; współczucie, zazdrość, wstyd, złość i namiętność. A także parę innych uczuć, które łączy to, że wszystkie ściśle człowiecze.