Pierwszy krok w rozważaniach nad ojcostwem, nieunikniony w głowie młodego taty. Wychowany na strofach Miłosza, przejąłem za nim, od Williama Blake’a wiarę w prawo wiecznego powracania wszystkiego, co istnieje. Jeśli nawet nie całkiem to zrozumiałe, to daje kolejną porcję nadziei. W kwestiach warsztatowych: choćby jednorazowe użycie słowa „łzy“ w piosence powinno być, oczywiście, karane rokiem ciężkich robót przy budowie autostrad. Zrymowanie go ze słowem „sny“ wszelako powinno prowadzić prosto na szubienicę.
TATA (1998)
muzyka: Mateusz Pospieszalski
słowa: Marcin Kydryński
Gdy byłam lekka jak jaskółczy sen
Lubiłeś nosić mnie w kołysce rąk
Wiązałeś rudą wstążkę,
Aby nie dotknęło twego dziecka żadne zło
Czemu ja nic nie pamiętam już
Czemu ty to całkiem inny ty
Każda łza ponoć powraca tu
Każdy gest zostaje, chociaż my gaśniemy, jak wiatr
Znikamy, jak mgły.
Gdy byłam mała
I par oczu stu potrzeba było aby dostrzec mnie
Mówiłeś mi: „Żyj do utraty tchu, pamiętaj kształty chmur i liści drzew.”
Czemu ja nic nie pamiętam już
Czemu ty to całkiem inny ty
Każda łza ponoć powraca tu
Każdy gest zostaje, chociaż my gaśniemy, jak wiatr
Znikamy, jak mgły.
Dla ciebie chcę być
Lekka, jak liść.
Powiedz, że ja nie zgasnę jak wiatr.
Nie zniknę jak mgła
Obiecaj mi że, tak jak łzy,
Wrócimy tu