„jesień idzie, nie ma na to rady” – mówi piosenka. Otóż rada jest. Daleki jestem od tezy, że Siesta jest dobra na wszystko (na przykład umiarkowanie się sprawdza jako motywacja do wytężonej pracy), ale mgły jesienne rozprasza niedościgle.
Nim wrócimy z Richardem i Alfredo, niech Państwa październikowe spleeny rozświetli pogodne fado.
– Toż to „matka wszystkich oksymoronów!” – ktoś powie.
Bynajmniej. Silvana Peres udowodniła to właśnie na naszym dorocznym gdańskim Święcie Muzyki Szczęśliwej. Jej pierwsza płyta Fado no Pe czerpie pełnymi garściami ze skarbnicy zmysłowych rytmów Ameryki Łacińskiej i Afryki. Jakkolwiek bowiem fado narodziło się w zaułkach portowych dzielnic Lizbony i bywa muzyką ściśle skonwencjonalizowaną, to u swych korzeni ma przecież różnorodne muzyczne doświadczenia marynarzy, wracających z dalekich wypraw. Stąd nie tylko nie dziwi, ale nas w Sieście szczególnie cieszy, ilekroć fado splata się z odległymi, zamorskimi rytmami. Gdy zapożycza motywy z brazylijskich samb, angolańskich semb, kabowerdyjskich morn a nawet rusza do upojnego tańca z argentyńskim tangiem.
W sztuce fado Silvana doskonaliła się w gronie mistrzów z kamiennej tawerny Casa de Linhares w starej Alfamie, ale z muzyką przyjaźni się od dziecka, odkąd jako dziewięciolatka (!) zdobyła tytuł mistrzyni tańca latynoamerykańskiego. Ktokolwiek jeszcze miał wątpliwości, że fado może być także muzyką szczęśliwą, straci je podczas nadchodzących koncertów SIESTA w drodze:
Proszę tego nie traktować jako (zazwyczaj słusznego) wezwania do dłuższego namysłu. Proszę po prostu już dziś zdecydować, że owszem tak, pisane nam kolejne spotkanie.